O konsekwencjach społecznych

przyjęcia Jezusa Chrystusa jako Pana i Króla

 

  1. Wstęp – znaczenie nauki Bożej dla ładu społecznego

Ktokolwiek prawdziwie przyjmuje Jezusa Chrystusa jako Pana i Króla, ten przyjmuje też Jego naukę. Chrystus pozostawił tę naukę swemu Kościołowi, aby ten jej strzegł i przekazywał ją całemu światu, wszystkim narodom. Jest ona pożyteczna dla wszystkich ludzi – najpierw dla zbawienia, ale także dla dobrego życia doczesnego. Oby dla każdego człowieka życie doczesne było drogą do zbawienia, a nie do potępienia.

Nauka Boża w sumieniu zobowiązuje członków Kościoła. Ma być nie tylko uznawana i publicznie głoszona, ale nade wszystko wypełniana – także w życiu społecznym, w którym poprzez posłuszeństwo Bogu okazujemy miłość Jemu samemu i bliźnim, których nam dał. Wypełnianie nauki Bożej nie jest łatwe. Zarówno z powodu naszych ludzkich słabości, które często prowadzą do ulegania pokusom, jak też z powodu upowszechnienia licznych nauk sprzecznych z nauką Bożą, czyli sprzecznych z prawdą. Nauki te rodzą zamęt pojęć, a w konsekwencji stają się jeszcze jednym źródłem zamętu społecznego.

Wobec dobrowolnego aktu przyjęcia przez Polskę Jezusa Chrystusa jako Pana i Króla, szczególnie ważne wydaje się przypomnienie podstawowych zasad nauki Bożej o rzeczach społecznych. Ta część nauki Bożej bywa dziś najczęściej lekceważona. Tymczasem Ojciec Święty Leon XIII w encyklice Immortale Dei przypomniał, że rozum, gdy zgadza się na błędne poglądy, oraz wola, gdy skłania się do zła, nie nabierają doskonałości, ale tracą swą przyrodzoną godność i popadają w zepsucie. Przypomniał to w znamiennym kontekście niebezpieczeństw, które niesie używanie wolności słowa do bezkarnej propagandy zła.

Papież ten przeszedł do historii Kościoła jako ten, który inicjował wielkie nauczanie społeczne. W świadomości współczesnych pozostaje zwłaszcza jego encyklika Rerum novarum z 1891 roku, której wątki przewodnie podejmowali później i uzupełniali kolejni papieże. Mniej pamięta się dziś, że Leon XIII to ten sam papież, który sięgając zarówno do teologicznych, jak filozoficznych, prawno-naturalnych źródeł, przypominał światu prawdę o elementarnych podstawach ładu społecznego. Oczywiście nie czynił tego ani jako pierwszy, ani jako ostatni z papieży. Encyklika Rerum novarum, naświetlająca palącą kwestię społeczną, była zaś tylko aplikacją zasad wieczystej nauki Kościoła do opisania kwestii społecznej i do szukania dobrych jej rozwiązań.

Pożytecznym jest dziś przypomnienie innych encyklik społecznych Leona XIII: Diturnum Illud – O pochodzeniu władzy cywilnej (1881), Immortale Dei – O państwie chrześcijańskim (1885), Libertas Praestantissimum – O wolności człowieka (1888), Sapientiae Christianae – O obowiązkach katolików (1890), Au millieu des sollicitudes – O Kościele i państwie (1892). Nauczanie to było podejmowane przez papieża z pełną świadomością zagrożeń dla wiary prawdziwej i zbawienia ludzi, które niesie świat walczący z prawdą – walczący z Jezusem Chrystusem, który jest Prawdą. To zaś, co odrzuca zamysły Boga dla ludzi i narodów, siłą rzeczy staje się zagrożeniem dla ładu doczesnego i źródłem cierpień ludzkich, także tych doczesnych.

Dziś w Ojczyźnie budzą się nadzieje na reformy życia publicznego zgodne z duchem dziejów Polski. Nadzieje te mogą się ziścić, ale mogą też okazać się płonne – w zależności od naszej wierności Bogu. Rządzącym i narodowi bardzo potrzebny jest zatem dojrzały namysł nad dziejami ojczystymi i wyzwaniami przyszłości, a w tym kontekście nad zadaniami Państwa. Powołaniem Kościoła jest wskazywać, że Polsce potrzebny jest powrót do chrześcijańskich źródeł własnej kultury i to we wszystkich wymiarach życia. Tymczasem nieznajomość nauki katolickiej o podstawach ładu społecznego jest nieznajomością elementarnych zasad cywilizacji chrześcijańskiej.

Powołaniem Kościoła jest przypominanie, że nie da się zbudować ładu doczesnego w oderwaniu od Boga. Nie da się zbudować ładu ani w oderwaniu od prawa, które Bóg w akcie stworzenia nadał naturze ludzkiej i które odkryć możemy rozumem dążącym do poznania prawdy, ani w oderwaniu od prawa miłości, które Bóg objawił. Miłość Boga i bliźniego porządkuje całe życie ludzkie, zatem także troskę o dobro wspólne, które przynależy do wszystkich członków ludzkiej wspólnoty. Natomiast życie takie, jakby Boga nie było, a zwłaszcza niegodziwe dążenie do oderwania życia ludzkiego od Boga i Jego Kościoła, zawsze są niszczące dla ludzi i wspólnot. Stają się źródłem bolesnego nieładu. Podobnie niszczące są negacja prawa naturalnego, czy prawowitej władzy i jej zgodnych z prawem rozporządzeń.

  1. Dobro wspólne racją życia społecznego

Życie społeczne nie jest samo w sobie celem i ostatecznym kresem. Człowiek nie jest stworzony wyłącznie dla społeczeństwa, ale celem każdego związku społecznego jest dopomaganie ludziom w osiąganiu celu wyznaczonego im przez Boga. Społeczeństwo, które w zarządzaniu sprawami publicznymi pomija Boga i nie uwzględnia nadanych przez Niego praw moralnych, nie odpowiada swemu przeznaczeniu. Tylko pozornie i na zewnątrz – a nie w rzeczywistości i prawdzie – jest prawnie istniejącym związkiem społecznym. (Sapientiae Christianae)

Celem i racją powstania każdej prawowitej ludzkiej społeczności jest dobro wspólne, czyli – jak to definiuje Sobór Watykański II w Konstytucji o Kościele w świecie współczesnym – „suma warunków życia społecznego, jakie bądź zrzeszeniom, bądź poszczególnym członkom społeczeństwa pozwalają osiągać pełniej i łatwiej własną doskonałość” (Gaudium et spes, 26). Dobro wspólne posiada zatem naturę osobową i jest najlepszym dobrem osoby.

Dobro wspólne jest także celem, racją, zarówno prawa, jak władzy w ludzkiej wspólnocie. Celem zarówno prawa, jak władzy, jest prowadzenie do cnoty ludzi poddanych prawu i władzy (św. Tomasz z Akwinu). Owocem prawa jest czynienie dobrym tego, kto według niego postępuje. Podobne są owoce władzy sprawowanej sprawiedliwie. Prawo i władza są oczywiście najdoskonalsze, gdy pośrednio ukierunkowują dobro wspólne doczesnej społeczności ku dobru nadprzyrodzonemu, które jest celem ostatecznym każdego człowieka.

  1. Dobro wspólne racją władzy publicznej

„Ludziom w społeczeństwie żyć każe natura, albo raczej twórca natury – Bóg. […] nie może istnieć, nie da się nawet pomyśleć społeczeństwo, w którym nie byłoby kogoś, kto by dążenia jednostek uzgadniał, utrzymywał w równowadze i kierował bez zastrzeżeń ku wspólnemu dobru; chciał więc Bóg, aby w społeczeństwie istnieli ludzie posiadający władzę nad innymi. […] konieczność wymaga aby ktoś stał na czele każdego zrzeszenia i współżycia ludzi ze sobą, inaczej społeczność, pozbawiona głowy, która nią kieruje, rozpadłaby się i nie osiągnęła celu, dla którego powstała i ukonstytuowała się.” (Diturnum Illud)

„Władza publiczna, jako taka, od Boga samego pochodzi. Bóg jedyny jest najistotniejszym i najwyższym Panem świata, któremu wszystko co jest, musi podlegać i służyć, tak, że którzy mają władzę rozkazywania, nie mają jej znikąd, ale od tego najwyższego wszystkich władcy, Boga. Nie masz zwierzchności, jeno od Boga.”(Immortale Dei) Prawo panowania należy zatem najpierw „do Boga, jako do przyrodzonego i koniecznego źródła władzy”(Diturnum Illud). Kościół traktuje zatem wszystkich prawowicie rządzących jako jedynie depozytariuszy władzy, należącej w istocie do samego Pan ludzkich dziejów.

Oczywiście społeczności ludzkie mogą wskazywać komu powierzona ma zostać władza i określić właściwy danej społeczności sposób tego wskazywania. „Z zastrzeżeniem praw nabytych [przez prawowicie rządzących], ludowi wolno taką sobie obrać formę rządu, jaka najwięcej odpowiada jego duchowi, zwyczajom i obyczajom”. Byle tylko forma ta „rzeczywiście służyła wspólnemu dobru i pożytkowi”.(Immortale Dei)

Jednak ludzki wybór osób rządzących „nie tworzy władzy zwierzchniej, a tylko wskazuje kto ma ją wykonywać”. (Diturnum Illud) W konsekwencji – „gardzić prawowitą władzą, w czyjejkolwiek osobie ona pozostaje, nie godzi się tak samo, jak nie wolno sprzeciwiać się woli Boskiej, której kto się opiera, na zgubę dobrowolnie idzie. „Przeto kto się sprzeciwia zwierzchności, sprzeciwia się postanowieniu Bożemu. A którzy się sprzeciwiają, ci potępienie sobie nabywają.(Rz 13,1-2) Dlatego wypowiedzieć posłuszeństwo i za pomocą tłumów podnosić rokosz jest obrazą majestatu nie tylko ludzkiego, ale i Boskiego.” (Immortale Dei)

Tę samą argumentację Leon XIII podjął też w Diturnum Illud, adresując ją w szczególny sposób do rządzących: „ci, którzy rządzą państwem, powinni móc wymagać od obywateli posłuszeństwa w ten sposób, aby nieposłuszeństwo było dla tych ostatnich grzechem. Otóż żaden człowiek nie może posiadać w sobie ani sam z siebie pierwiastka, pozwalającego mu tego rodzaju więzami skrępować sumienie i wolną wolę innych. Jeden Bóg, twórca i prawodawca wszechrzeczy, posiada podobną władzę, ci więc, którzy ją wykonują, muszą ją mieć udzieloną sobie przez Boga i w Jego imieniu ją sprawować.” Dodajmy zatem, że kto sprawując władzę, neguje jej Boski fundament, ten sam podważa także rację swego rządzenia.

Posłuszeństwo władzy prawowitej jest obowiązkiem moralnym, natomiast akty nieposłuszeństwa wobec niej są winą moralną. Stąd „Kościół, będąc strażnikiem najprawdziwszej i najwyższej idei o suwerenności politycznej (od Boga bowiem ją wywodząc) potępiał zawsze doktryny i ludzi buntujących się przeciw władzy legalnej. A czynił tak w tym samym czasie, gdy depozytariusze władzy nadużywali jej przeciwko Kościołowi”. (Au millieu des sollicitudes)

„Jeden jest tylko powód uwalniający ludzi od posłuszeństwa, mianowicie, gdyby żądano od nich czegoś przeciwnego prawu naturalnemu albo Bożemu, tam bowiem, gdzie zachodzi pogwałcenie prawa natury lub woli Bożej, zarówno sam rozkaz, jak wykonanie go byłoby zbrodnią.”(Diturnum Illud)

  1. Godziwy sposób sprawowania władzy

Aby sprawiedliwość panowała w państwie, rządzący powinni rozumieć, że władza polityczna nie powstała po to, aby być przydatną czyjemukolwiek prywatnemu interesowi. Urzędy publiczne powinny służyć dobru rządzonych, a nie tych, którzy je piastują. Rządzący niech postępują sprawiedliwie, a surowość, gdy okazuje się konieczna, niech łagodzą ojcowską miłością. Z tego co uczynią, zdadzą kiedyś rachunek Królowi królów i Panu panów.(Diturnum Illud)

Jezus Chrystus udzielił Apostołom nauki o sposobie sprawowania wszelkiej władzy. Uczynił to wobec pragnień tych, którzy chcieli przede wszystkim własnego wyniesienia w Jego królestwie. „Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu.”(Mk10,42-43)

To oczywiście rozumiemy, że Syn Człowieczy służy Ojcu przedwiecznemu, a nam, ludziom, ze względu na Ojca, którego wolę wypełnia. Tym samym Jezus Chrystus, sam okazując Ojcu posłuszeństwo i służąc, staje się najdoskonalszym wzorem wszelkiej służby, a panowanie ukazuje właśnie jako posłuszeństwo i służbę. Jeżeli zatem w doczesnym panowaniu ludzkim jest nawet jakieś wyniesienie, to nie ono jest celem panowania. Jedynym, który z Natury swej wniesiony jest ponad wszystko, jest Bóg. Jemu należy się wszelka cześć i chwała, i uwielbienie. Ludzkie dążenie do panowania nie dla służby, ale dla wyniesienia ponad bliźnich, jest zatem poważną winą moralną. Podobnie jak uciskanie poddanych dla okazania władzy.

Znamienne jest sformułowanie Ewangelii Markowej: „ci, którzy uchodzą za władców narodów”. Jedynie uchodzą za władców. Tymczasem prawdziwym Panem narodów jest Bóg, nie oni. Każdemu z nas przyjdzie kiedyś odpowiadać przed Panem i Królem prawdziwym za to, co uczyniliśmy. Ci, którym powierzono służbę publiczną, też będą odpowiadać za swe czyny i to tym bardziej, im ważniejszą służbę im powierzono. Będzie to nade wszystko odpowiedzialność za posłuszeństwo Bogu i Jego prawu. Miejsca zaś w Królestwie Bożym wskaże Ojciec przedwieczny tym, którzy pójdą do nieba.

Dodajmy tu jeszcze, by to nie umknęło naszej uwadze: gdy obywatele uczestniczą w przyjmowaniu zasad wskazywania rządzących lub gdy wskazują rządzących, to w tych swoich aktach sami stają się współrządzącymi dobrem wspólnym. To znaczy także, że w sumieniu i przed Bogiem za swe czyny odpowiadają tak, jak rządzący. Przy tym każdy człowiek odpowiada za siebie, za swój czyn. Przed Bogiem nikt nie skryje się za plecami większości. Natomiast narody i inne społeczności w doczesności odbierają od Pana dziejów nagrody i kary za swe czyny. Warto by o tym pamiętali ci, którzy przedwcześnie cieszą się powodzeniem osiągniętym kosztem krzywdy bliźnich i ci, którzy smucą się, bo cierpią prześladowania dla sprawiedliwości.

Nie wolno zatem kierować się w rzeczach wspólnych czymkolwiek innym, jak dobrem wspólnym. Każde kierowanie się w sprawach dobra wspólnego prywatnym lub cząstkowym interesem jest winą moralną. Jest to wina poważna, skoro skutki decyzji złych, czyli nie służących dobru wspólnemu, ponoszą także inni członkowie społeczności – nasi bliźni, ci, którym winni jesteśmy sprawiedliwość i miłość.

  1. Dobro wspólne racją prawa

Każde prawo zawiera w sobie nakaz tego, od którego pochodzi. Nie może zatem stanowić prawa ten, kto nie ma prawowitej władzy. Każde prawo przekazuje ten nakaz panującego i poruszać ma ku dobremu wolę tych, którzy prawu podlegają. Skoro celem prawa jest dobro tych, którzy mu podlegają, to treścią nakazu prawa nie może być to, co nie służy prawdziwemu dobru społeczności poddanej prawu. W tym sensie nie wszystko, co w życiu narodów bywa nazywane prawem, jest nim w swej istocie. Zdarza się, że niejeden przepis jest przejawem bezprawia i braku sprawiedliwości.

Najwyższym Prawodawcą jest Bóg, ponieważ to On ma najwyższą, prawowitą i doskonałą władzę ponad wszelkim stworzeniem. On jest najwyższym i ostatecznym Dobrem swoich stworzeń. W życiu ludzkim, także tym społecznym, dobrem prawdziwym okazuje się zatem to, co wprost lub pośrednio prowadzi do życia z Bogiem, do życia w Jego Miłości. Prawo Boże, ukazujące dobro prawdziwe, odczytujemy albo z Objawienia Bożego – jako prawo miłości Boga i bliźniego – albo z nakazów rozumu, odkrywającego prawdę o rzeczywistości. Rozum, odkrywając ustanowioną przez Stwórcę prawdę o człowieku i rzeczach ludzkich, odkrywa też przyrodzone człowiekowi prawa i obowiązki, czyli prawo naturalne. Wola prawa przyjmuje je i wypełnia jako nakazy sumienia.

Zadaniem wszelkiej władzy ludzkiej jest stać na straży tego prawa pochodzącego od Boga, bo tylko postępowanie zgodne z nim prawdziwie służy dobru ludzkiej społeczności. Kto będąc depozytariuszem władzy podważałby prawo naturalne, podważałby też rację swego panowania i rację swoich rozporządzeń. Kto odmawiałby posłuszeństwa nakazom prawa Bożego, stałby się złoczyńcą i wprowadzał nieład w życie społeczne.

Natomiast prawo stanowione przez ludzi jest roztropnym rozporządzeniem, podjętym dla dobra wspólnego. Stąd rozporządzenie ludzkie albo jest rozporządzeniem zgodnym z dobrem wspólnym, a w szczególności z prawem naturalnym, albo w swej istocie nie jest prawem, lecz bezprawiem. I to nawet, gdyby to złe rozporządzenie wydała władza legalna. Warto pamiętać o tym w czasie, w którym tak wielu obywateli zauważa, że liczne przepisy, oraz wyroki i decyzje wydawane na ich podstawie, nie spełniają wymogów sprawiedliwości. Rzecz w tym, że bez wierności prawdzie o rzeczywistości stworzonej przez Boga, a nade wszystko bez wierności samemu Bogu, który Jest Prawdą i bez posłuszeństwa Jego pouczeniom – nie jest możliwa sprawiedliwość pomiędzy ludźmi.

  1. Wiara składnikiem dobra wspólnego

„Cokolwiek jest prawdą, to od Boga musi pochodzić, więc wszelki wynik badań ludzkich zgodny z prawdą Kościół uznaje za jakiś ślad Bożej mądrości”.(Immortale Dei) Przypomnijmy tu, że prawda jest zgodnością sądu z rzeczywistością. Źródłem prawdy jest zatem rzeczywistość, czyli wszystko to, co jest. To Stwórca – czyli Ten, który Jest – określił prawdę o rzeczach stworzonych, a zatem także prawdę o rzeczach ludzkich.

Rozum ludzki nawet swymi naturalnymi siłami może dojść do poznania istnienia Stwórcy-Absolutu, który istnieje sam z siebie. O Niego pochodzą inne byty, które same z siebie istnieć przecież nie mogą. Rozum może dojść do poznania, że Stwórca jest Żyjący, skoro niektóre swe stworzenia darzy życiem. Nie mógłby darzyć tym, czego by nie posiadał. Rozum może dojść do poznania, że Stwórca jest Mądry. Przecież niektóre stworzenia obdarowuje rozumem i ustanawia tak niezwykłe bogactwo i złożoność rzeczy stworzonych, oraz harmonijny ład między nimi. Rozum może dojść do poznania, że Stwórca jest Dobry, skoro tak wiele bytów darzy istnieniem, a to co żyje, życzliwie nasyca. Skoro zaś Stwórca Jest i skoro jest On Żyjący, Mądry, Dobry – to istnieje relacja pomiędzy Nim, a tymi, których stworzył, obdarował życiem i rozumem, i powołał do poznawania swych dzieł, a poprzez to do poznawania Jego samego. To zatem w Bogu człowiek zdolny jest odkryć przyczynę i sens swego istnienia. Zdolny jest potwierdzić ten sens i obrać Boga za najwyższy cel swych dążeń.

To naturalne poznanie Boga i dążenie ku Niemu jest trudne, bo człowieka krępują skutki grzechu. Nasze poznanie Boga jest jednak doskonalsze, niż by to wynikało z naturalnych zdolności człowieka obarczonego grzechem, ponieważ Bóg, w swym Miłosierdziu do końca nam wierny, sam siebie nam objawił. Objawienie Boże przyjmujemy przez wiarę, do której nie kto inny jak Bóg nas uzdolnił. Wiara jest odpowiedzią rozumu ludzkiego, przyjmującego objawienie Boże pod wpływem woli, poruszonej przez łaskę. Wiara jest światłem dla rozumu.

Płynie stąd wniosek bardzo ważny dla rzeczy społecznych. Mianowicie, wiara jest doniosłym składnikiem dobra wspólnego. Bez niej ludzie i całe narody są narażone na życie i błądzenie w ciemności. Naruszenie wiary osłabia też ludzką wspólnotę i prowadzi do nieładu. Nie jest zatem przypadkiem, że Psalm 45 wśród zadań króla właśnie obronę wiary wymienia na pierwszy miejscu. Przed obroną prawa. Przed obroną ubogich. „Mocarzu […] wstąp szczęśliwie na rydwan w obronie wiary, prawa i ubogich, a twoja prawica niech ci wskaże wielkie czyny”.

Nie jest też przypadkiem, że właśnie religia jest dość powszechnie pojmowana jako najistotniejsza podstawa życia społecznego. „Tylko ona jest w stanie stworzyć związek społeczny i tylko religia potrafi na solidnych podstawach utrzymać pokój w narodzie.”(Au millieu des sollicitudes) Wobec przemożnych trudności społeczność mogłaby rozpaść się jak puch, gdyby zjednoczona była jedynie w imię dobrobytu. Nie załamie się jednak wobec największych nawet przeciwności, gdy ludzie jednoczą się nie tylko dla osiągania dobrobytu, ale dla doskonalenia moralnego i gdy racją ich wspólnych dążeń są wiara i nadzieja, pokładane w Bogu. Wtedy też miłość wzajemnie okazywana pobudza ich do trwania w dobrym, nawet za cenę ofiary.

Leon XIII uczy: „Moralność ludzka przez sam fakt, że musi pogodzić tyle praw i obowiązków wzajemnie niespójnych, a wchodzących jako element w każdy akt człowieczy, z konieczności swej istnienie Boga przypuszcza, a z Nim i religii, czyli przypuszcza istnienie owego uświęconego związku, którego przywilejem jest zjednoczyć człowieka z Bogiem bardziej, niż jakikolwiek inny związek mógłby to czynić”.  Stąd „wszyscy obywatele powinni zjednoczyć się po to, aby w narodzie prawdziwe uczucia religijne zachować i aby w potrzebie ich bronić, jeśliby kiedykolwiek ateistyczna szkoła, wbrew protestom historii i natury, starała się Boga przegnać ze społeczeństwa, pewna, że dzięki temu wkrótce zniszczy poczucie moralności, spoczywające u samych podstaw ludzkiej świadomości. Tu nie powinno być żadnej niezgody pomiędzy ludźmi, którzy jeszcze poczucie uczciwości w sobie zachowują”.(Au millieu des sollicitudes)

  1. Relacje Kościoła i państwa

Dopiero na tym tle może być badana wzajemna relacja pomiędzy Kościołem a państwem. W budowaniu ładu doczesnego inne są kompetencje Kościoła, prowadzącego ludzi do zbawienia, a inne kompetencje państwa, mającego za cel realizację doczesnego dobra wspólnego, czyli umożliwienie ludziom życia zgodnego z cnotą. Kompetencje państwa wynikają z natury rzeczy społecznych, ustanowionej przez Stwórcę. Mogą wynikać także z prawa stanowionego przez ludzi, które powinno być zgodne z prawem naturalnym, bo to właśnie z niego czerpie swą moc wiążącą. Kompetencje Kościoła, czyli prowadzenie ludzi do zbawienia, zostały ustanowione przez samego Jezusa Chrystusa i Kościół nie podlega władzy świeckiej w kierowaniu swymi sprawami. Państwo zaś nie traci, lecz zyskuje, gdy nie boi się otworzyć drzwi Chrystusowi i czerpie z nauki Bożej.

Słusznie podkreśla się wzajemną autonomiczność Kościoła i państwa, wynikającą z ich odrębnych celów. Istnieje jednak hierarchia dóbr i celów. Dobra i cele mniejsze są środkami do osiągania dóbr i celów większych. Celem ostatecznym każdego człowieka jest życie wieczne z Bogiem. Władza, która prowadzi ludzi do celu większego, ma godność wyższą niż ta, która prowadzi ludzi do celów pośrednich, nawet bardzo wielkich. Nie ma zatem władzy wyższej, niż ta, która ludzi prowadzi bezpośrednio do Boga. Stwierdzenie tego faktu wcale nie umniejsza znaczenia władzy cywilnej. Wręcz przeciwnie, prawowita władza cywilna doznaje wyniesienia i umocnienia, skoro wykazane zostaje jej zakorzenienie w woli Bożej i w prawie od samego Boga pochodzącym.

Autonomiczność Kościoła i państwa nie może zatem być tłumaczona w ten sposób, że państwo może czynić co chce, nie licząc się z nauką Bożą. Nie może też być tłumaczona tak, że Kościół powinien zamilknąć w rzeczach społecznych, gdy państwo tego sobie życzy. Kościół nie może porzucić obowiązku głoszenia prawdy, który powierzył mu Jezus Chrystus. Zarówno Kościół jak obywatele mają też prawo żądać, aby nikt nie nadużywał państwa do niszczenia wiary i dobrych obyczajów i do stanowienia ustaw sprzecznych z prawem naturalnym. Niestety takie nadużycia bywają częste wśród zwolenników błędnej doktryny rozdziału Kościoła od państwa. Rozum odkrywa tymczasem, że potrzebna jest roztropna i życzliwa współpraca Kościoła i państwa. Skoro i Kościół i państwo podlegają temu samemu panowaniu Bożemu i skoro służą dobru tych samych ludzi, żyjących jednocześnie i w Kościele i państwie, to powinny zatem ze sobą współpracować. W imię tej współpracy i dla zachowania ładu społecznego, Kościół często i bardzo cierpliwie znosi poważne niedoskonałości sprawujących prawowitą władzę. Przypomina im prawdę i zachęca do nawrócenia.

W nauce Kościoła od początku obecne jest przy tym przekonanie, że wiara nie powinna być narzucana siłą. Na Soborze w Konstancji przeciw argumentom krzyżackim bronił tego przekonania nasz Paweł Włodkowic z Brudzewa, profesor Akademii Krakowskiej, i uzyskał akceptację Soboru. W szczególności wiara nie powinna być narzucana poprzez nadużywanie w tym celu możliwości państwa. Takie działanie naruszałoby godność osób, przez samego Boga powołanych do dobrowolnego opowiedzenia się za Nim i za Jego nauką. Narzucanie wiary siłą byłoby zatem aktem poważnej niesprawiedliwości.

Stosowanie powyższych zasad może rodzić różne praktyczne trudności. Roztropność i sprawiedliwość nakazują wtedy podjęcie wysiłku dla znalezienia rozwiązań słusznych. Kryterium zaś słuszności są prawda, sprawiedliwość, a nade wszystko – miłość Boga i bliźniego. To ich owocem jest ład społeczny i błogosławiony pokój. Rozważanie konsekwencji nauki Bożej dla całego życia ludzkiego i ożywianie życia doczesnego duchem chrześcijańskim są zaś szczególnym powołaniem tych, którzy przyjmują Jezusa jako Pana i Króla.

  1. Zakończenie – prawa człowieka a prawa Boga

W głoszeniu nauki Bożej Kościół dostosowuje swe argumentacje do okoliczności miejsca i czasu. Kiedy zatem wyobraźnią narodów współczesnych zawładnęła idea praw człowieka, Kościół podjął wysiłek wykorzystania argumentu z praw człowieka dla wsparcia działań zmierzających do zachowania ładu społecznego. Nie było to trudne, bo zagadnienie przyrodzonych praw ludzkich Kościół podejmował od pierwszych swych dni. Cokolwiek prawdziwie jest prawem człowieka, tym samym pochodzi z ustanowienia Bożego.

Natomiast dramat czasów nowożytnych i różnych rewolucji przetaczających się przez świat polega na tym, że prawom człowieka nadawany bywa charakter quasi-absolutu. Pierwsza uczyniła to rewolucja francuska w Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela, w 1789 roku. Później błąd ten powtarzały kolejne rewolucje, zmierzające do wywrócenia ładu społecznego, opartego na poznaniu i przyjęciu Boga i Jego prawa. Rzecz znamienna, wszelkie rewolucje podejmowane rzekomo w imię praw człowieka, prowadziły do naruszeń przyrodzonych praw ludzkich. I to na skalę niebywałą i wcześniej nieznaną. Owocowały społecznym zniewoleniem, niebywałymi gwałtami na ludzkich sumieniach, ludobójstwem, regresem kultury.

Nie jest to dziwne, skoro w zamyśle twórców rewolucji manifestacja praw człowieka miała służyć postawieniu człowieka w miejsce Boga. Nie jest to dziwne, skoro miała służyć ukazaniu Boga, jako Tego, który rzekomo zagraża człowiekowi i jego prawom, bo niejeden człowiek chce sam być jak Bóg i sam stanowić co dobre, a co złe. Oto mamy do czynienia z tym samym kuszeniem, któremu zostali poddani pierwsi rodzice, Adam i Ewa. Również współcześnie takie błędne pojmowanie praw człowieka bywa uzasadnieniem przeróżnych postaci zła moralnego, a w konsekwencji politycznego.

Warto zatem najpierw przypomnieć, że prawom ludzkim odpowiadają obowiązki, których wypełnianie jest okazywaniem miłości bratniej. Jest zatem obowiązek troski o rodzinę, o najbliższych, ale też o wszystkich tych, o których troskę nam powierzono. Jest obowiązek troski o różne społeczności, w których żyjemy, a nade wszystko o ojczyznę i jej dziedzictwo. Jest obowiązek troski o tych, którzy znaleźli się w potrzebie, oraz obowiązek troski o pokój. Jest też obowiązek troski o Kościół Boży, który został nam dany przez Jezusa Chrystusa, aby oddawał chwałę Bogu, wstawiał się przed Nim za nami, grzesznikami, i wypraszał łaski; aby głosił Ewangelię wszystkim narodom i prowadził ludzi do zbawienia wiecznego. Wypełnianie tych i wielu innych obowiązków wymaga pomocy Pańskiej, bo słabi jesteśmy i bez Chrystusa nic uczynić nie możemy.

Prawda o przyrodzonych prawach ludzkich powinna być bardzo starannie zachowana i odważnie głoszona, zwłaszcza wobec wszelkich tyranii. W szczególności prawda o prawie do życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Prawda o prawie do wolności w życiu społecznym, a zwłaszcza o wolności publicznego wyznawania wiary i wielbienia Boga. Prawda o prawie zachowania własności indywidualnej, umożliwiającej życie wolnych ludzi. Prawda o prawie do solidarnej pomocy w potrzebie. Prawda o prawie do obrony ludzkiej czci przed zniewagami i do obrony przed napaścią. Prawda o prawie do sprawiedliwego sądu wobec oskarżeń.

Nie wolno jednak zapomnieć, że ponad prawa ludzi wznosi się prawo Boga-Stwórcy do swoich stworzeń, oraz prawo Zbawiciela do tych, których od śmierci wiecznej wykupił On najdroższą Krwią swoją i którym otworzył bramy nieba. Bóg jest naszym prawowitym Panem. Wdzięczna miłość ludzka, wyrażająca się w posłuszeństwie Bogu i Jego prawu, jest zatem aktem sprawiedliwości czyli oddaniem Bogu tego, co Jemu należne. Posłuszeństwo Bogu jest też fundamentem doczesnego ładu społecznego i najdoskonalszym zabezpieczeniem przyrodzonych praw wszystkich istot ludzkich. Oto są owoce dobrowolnego przyjęcia panowania Jezusa Chrystusa jako Pana i Króla.

 

 

 

  1. Wstęp – znaczenie nauki Bożej dla ładu społecznego

Ktokolwiek prawdziwie przyjmuje Jezusa Chrystusa jako Pana i Króla, ten przyjmuje też Jego naukę. Chrystus pozostawił tę naukę swemu Kościołowi, aby ten jej strzegł i przekazywał ją całemu światu, wszystkim narodom. Jest ona pożyteczna dla wszystkich ludzi – najpierw dla zbawienia, ale także dla dobrego życia doczesnego. Oby dla każdego człowieka życie doczesne było drogą do zbawienia, a nie do potępienia.

Nauka Boża w sumieniu zobowiązuje członków Kościoła. Ma być nie tylko uznawana i publicznie głoszona, ale nade wszystko wypełniana – także w życiu społecznym, w którym poprzez posłuszeństwo Bogu okazujemy miłość Jemu samemu i bliźnim, których nam dał. Wypełnianie nauki Bożej nie jest łatwe. Zarówno z powodu naszych ludzkich słabości, które często prowadzą do ulegania pokusom, jak też z powodu upowszechnienia licznych nauk sprzecznych z nauką Bożą, czyli sprzecznych z prawdą. Nauki te rodzą zamęt pojęć, a w konsekwencji stają się jeszcze jednym źródłem zamętu społecznego.

Wobec dobrowolnego aktu przyjęcia przez Polskę Jezusa Chrystusa jako Pana i Króla, szczególnie ważne wydaje się przypomnienie podstawowych zasad nauki Bożej o rzeczach społecznych. Ta część nauki Bożej bywa dziś najczęściej lekceważona. Tymczasem Ojciec Święty Leon XIII w encyklice Immortale Dei przypomniał, że rozum, gdy zgadza się na błędne poglądy, oraz wola, gdy skłania się do zła, nie nabierają doskonałości, ale tracą swą przyrodzoną godność i popadają w zepsucie. Przypomniał to w znamiennym kontekście niebezpieczeństw, które niesie używanie wolności słowa do bezkarnej propagandy zła.

Papież ten przeszedł do historii Kościoła jako ten, który inicjował wielkie nauczanie społeczne. W świadomości współczesnych pozostaje zwłaszcza jego encyklika Rerum novarum z 1891 roku, której wątki przewodnie podejmowali później i uzupełniali kolejni papieże. Mniej pamięta się dziś, że Leon XIII to ten sam papież, który sięgając zarówno do teologicznych, jak filozoficznych, prawno-naturalnych źródeł, przypominał światu prawdę o elementarnych podstawach ładu społecznego. Oczywiście nie czynił tego ani jako pierwszy, ani jako ostatni z papieży. Encyklika Rerum novarum, naświetlająca palącą kwestię społeczną, była zaś tylko aplikacją zasad wieczystej nauki Kościoła do opisania kwestii społecznej i do szukania dobrych jej rozwiązań.

Pożytecznym jest dziś przypomnienie innych encyklik społecznych Leona XIII: Diturnum Illud – O pochodzeniu władzy cywilnej (1881), Immortale Dei – O państwie chrześcijańskim (1885), Libertas Praestantissimum – O wolności człowieka (1888), Sapientiae Christianae – O obowiązkach katolików (1890), Au millieu des sollicitudes – O Kościele i państwie (1892). Nauczanie to było podejmowane przez papieża z pełną świadomością zagrożeń dla wiary prawdziwej i zbawienia ludzi, które niesie świat walczący z prawdą – walczący z Jezusem Chrystusem, który jest Prawdą. To zaś, co odrzuca zamysły Boga dla ludzi i narodów, siłą rzeczy staje się zagrożeniem dla ładu doczesnego i źródłem cierpień ludzkich, także tych doczesnych.

Dziś w Ojczyźnie budzą się nadzieje na reformy życia publicznego zgodne z duchem dziejów Polski. Nadzieje te mogą się ziścić, ale mogą też okazać się płonne – w zależności od naszej wierności Bogu. Rządzącym i narodowi bardzo potrzebny jest zatem dojrzały namysł nad dziejami ojczystymi i wyzwaniami przyszłości, a w tym kontekście nad zadaniami Państwa. Powołaniem Kościoła jest wskazywać, że Polsce potrzebny jest powrót do chrześcijańskich źródeł własnej kultury i to we wszystkich wymiarach życia. Tymczasem nieznajomość nauki katolickiej o podstawach ładu społecznego jest nieznajomością elementarnych zasad cywilizacji chrześcijańskiej.

Powołaniem Kościoła jest przypominanie, że nie da się zbudować ładu doczesnego w oderwaniu od Boga. Nie da się zbudować ładu ani w oderwaniu od prawa, które Bóg w akcie stworzenia nadał naturze ludzkiej i które odkryć możemy rozumem dążącym do poznania prawdy, ani w oderwaniu od prawa miłości, które Bóg objawił. Miłość Boga i bliźniego porządkuje całe życie ludzkie, zatem także troskę o dobro wspólne, które przynależy do wszystkich członków ludzkiej wspólnoty. Natomiast życie takie, jakby Boga nie było, a zwłaszcza niegodziwe dążenie do oderwania życia ludzkiego od Boga i Jego Kościoła, zawsze są niszczące dla ludzi i wspólnot. Stają się źródłem bolesnego nieładu. Podobnie niszczące są negacja prawa naturalnego, czy prawowitej władzy i jej zgodnych z prawem rozporządzeń.

  1. Dobro wspólne racją życia społecznego

Życie społeczne nie jest samo w sobie celem i ostatecznym kresem. Człowiek nie jest stworzony wyłącznie dla społeczeństwa, ale celem każdego związku społecznego jest dopomaganie ludziom w osiąganiu celu wyznaczonego im przez Boga. Społeczeństwo, które w zarządzaniu sprawami publicznymi pomija Boga i nie uwzględnia nadanych przez Niego praw moralnych, nie odpowiada swemu przeznaczeniu. Tylko pozornie i na zewnątrz – a nie w rzeczywistości i prawdzie – jest prawnie istniejącym związkiem społecznym. (Sapientiae Christianae)

Celem i racją powstania każdej prawowitej ludzkiej społeczności jest dobro wspólne, czyli – jak to definiuje Sobór Watykański II w Konstytucji o Kościele w świecie współczesnym – „suma warunków życia społecznego, jakie bądź zrzeszeniom, bądź poszczególnym członkom społeczeństwa pozwalają osiągać pełniej i łatwiej własną doskonałość” (Gaudium et spes, 26). Dobro wspólne posiada zatem naturę osobową i jest najlepszym dobrem osoby.

Dobro wspólne jest także celem, racją, zarówno prawa, jak władzy w ludzkiej wspólnocie. Celem zarówno prawa, jak władzy, jest prowadzenie do cnoty ludzi poddanych prawu i władzy (św. Tomasz z Akwinu). Owocem prawa jest czynienie dobrym tego, kto według niego postępuje. Podobne są owoce władzy sprawowanej sprawiedliwie. Prawo i władza są oczywiście najdoskonalsze, gdy pośrednio ukierunkowują dobro wspólne doczesnej społeczności ku dobru nadprzyrodzonemu, które jest celem ostatecznym każdego człowieka.

  1. Dobro wspólne racją władzy publicznej

„Ludziom w społeczeństwie żyć każe natura, albo raczej twórca natury – Bóg. […] nie może istnieć, nie da się nawet pomyśleć społeczeństwo, w którym nie byłoby kogoś, kto by dążenia jednostek uzgadniał, utrzymywał w równowadze i kierował bez zastrzeżeń ku wspólnemu dobru; chciał więc Bóg, aby w społeczeństwie istnieli ludzie posiadający władzę nad innymi. […] konieczność wymaga aby ktoś stał na czele każdego zrzeszenia i współżycia ludzi ze sobą, inaczej społeczność, pozbawiona głowy, która nią kieruje, rozpadłaby się i nie osiągnęła celu, dla którego powstała i ukonstytuowała się.” (Diturnum Illud)

„Władza publiczna, jako taka, od Boga samego pochodzi. Bóg jedyny jest najistotniejszym i najwyższym Panem świata, któremu wszystko co jest, musi podlegać i służyć, tak, że którzy mają władzę rozkazywania, nie mają jej znikąd, ale od tego najwyższego wszystkich władcy, Boga. Nie masz zwierzchności, jeno od Boga.”(Immortale Dei) Prawo panowania należy zatem najpierw „do Boga, jako do przyrodzonego i koniecznego źródła władzy”(Diturnum Illud). Kościół traktuje zatem wszystkich prawowicie rządzących jako jedynie depozytariuszy władzy, należącej w istocie do samego Pan ludzkich dziejów.

Oczywiście społeczności ludzkie mogą wskazywać komu powierzona ma zostać władza i określić właściwy danej społeczności sposób tego wskazywania. „Z zastrzeżeniem praw nabytych [przez prawowicie rządzących], ludowi wolno taką sobie obrać formę rządu, jaka najwięcej odpowiada jego duchowi, zwyczajom i obyczajom”. Byle tylko forma ta „rzeczywiście służyła wspólnemu dobru i pożytkowi”.(Immortale Dei)

Jednak ludzki wybór osób rządzących „nie tworzy władzy zwierzchniej, a tylko wskazuje kto ma ją wykonywać”. (Diturnum Illud) W konsekwencji – „gardzić prawowitą władzą, w czyjejkolwiek osobie ona pozostaje, nie godzi się tak samo, jak nie wolno sprzeciwiać się woli Boskiej, której kto się opiera, na zgubę dobrowolnie idzie. „Przeto kto się sprzeciwia zwierzchności, sprzeciwia się postanowieniu Bożemu. A którzy się sprzeciwiają, ci potępienie sobie nabywają.(Rz 13,1-2) Dlatego wypowiedzieć posłuszeństwo i za pomocą tłumów podnosić rokosz jest obrazą majestatu nie tylko ludzkiego, ale i Boskiego.” (Immortale Dei)

Tę samą argumentację Leon XIII podjął też w Diturnum Illud, adresując ją w szczególny sposób do rządzących: „ci, którzy rządzą państwem, powinni móc wymagać od obywateli posłuszeństwa w ten sposób, aby nieposłuszeństwo było dla tych ostatnich grzechem. Otóż żaden człowiek nie może posiadać w sobie ani sam z siebie pierwiastka, pozwalającego mu tego rodzaju więzami skrępować sumienie i wolną wolę innych. Jeden Bóg, twórca i prawodawca wszechrzeczy, posiada podobną władzę, ci więc, którzy ją wykonują, muszą ją mieć udzieloną sobie przez Boga i w Jego imieniu ją sprawować.” Dodajmy zatem, że kto sprawując władzę, neguje jej Boski fundament, ten sam podważa także rację swego rządzenia.

Posłuszeństwo władzy prawowitej jest obowiązkiem moralnym, natomiast akty nieposłuszeństwa wobec niej są winą moralną. Stąd „Kościół, będąc strażnikiem najprawdziwszej i najwyższej idei o suwerenności politycznej (od Boga bowiem ją wywodząc) potępiał zawsze doktryny i ludzi buntujących się przeciw władzy legalnej. A czynił tak w tym samym czasie, gdy depozytariusze władzy nadużywali jej przeciwko Kościołowi”. (Au millieu des sollicitudes)

„Jeden jest tylko powód uwalniający ludzi od posłuszeństwa, mianowicie, gdyby żądano od nich czegoś przeciwnego prawu naturalnemu albo Bożemu, tam bowiem, gdzie zachodzi pogwałcenie prawa natury lub woli Bożej, zarówno sam rozkaz, jak wykonanie go byłoby zbrodnią.”(Diturnum Illud)

  1. Godziwy sposób sprawowania władzy

Aby sprawiedliwość panowała w państwie, rządzący powinni rozumieć, że władza polityczna nie powstała po to, aby być przydatną czyjemukolwiek prywatnemu interesowi. Urzędy publiczne powinny służyć dobru rządzonych, a nie tych, którzy je piastują. Rządzący niech postępują sprawiedliwie, a surowość, gdy okazuje się konieczna, niech łagodzą ojcowską miłością. Z tego co uczynią, zdadzą kiedyś rachunek Królowi królów i Panu panów.(Diturnum Illud)

Jezus Chrystus udzielił Apostołom nauki o sposobie sprawowania wszelkiej władzy. Uczynił to wobec pragnień tych, którzy chcieli przede wszystkim własnego wyniesienia w Jego królestwie. „Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu.”(Mk10,42-43)

To oczywiście rozumiemy, że Syn Człowieczy służy Ojcu przedwiecznemu, a nam, ludziom, ze względu na Ojca, którego wolę wypełnia. Tym samym Jezus Chrystus, sam okazując Ojcu posłuszeństwo i służąc, staje się najdoskonalszym wzorem wszelkiej służby, a panowanie ukazuje właśnie jako posłuszeństwo i służbę. Jeżeli zatem w doczesnym panowaniu ludzkim jest nawet jakieś wyniesienie, to nie ono jest celem panowania. Jedynym, który z Natury swej wniesiony jest ponad wszystko, jest Bóg. Jemu należy się wszelka cześć i chwała, i uwielbienie. Ludzkie dążenie do panowania nie dla służby, ale dla wyniesienia ponad bliźnich, jest zatem poważną winą moralną. Podobnie jak uciskanie poddanych dla okazania władzy.

Znamienne jest sformułowanie Ewangelii Markowej: „ci, którzy uchodzą za władców narodów”. Jedynie uchodzą za władców. Tymczasem prawdziwym Panem narodów jest Bóg, nie oni. Każdemu z nas przyjdzie kiedyś odpowiadać przed Panem i Królem prawdziwym za to, co uczyniliśmy. Ci, którym powierzono służbę publiczną, też będą odpowiadać za swe czyny i to tym bardziej, im ważniejszą służbę im powierzono. Będzie to nade wszystko odpowiedzialność za posłuszeństwo Bogu i Jego prawu. Miejsca zaś w Królestwie Bożym wskaże Ojciec przedwieczny tym, którzy pójdą do nieba.

Dodajmy tu jeszcze, by to nie umknęło naszej uwadze: gdy obywatele uczestniczą w przyjmowaniu zasad wskazywania rządzących lub gdy wskazują rządzących, to w tych swoich aktach sami stają się współrządzącymi dobrem wspólnym. To znaczy także, że w sumieniu i przed Bogiem za swe czyny odpowiadają tak, jak rządzący. Przy tym każdy człowiek odpowiada za siebie, za swój czyn. Przed Bogiem nikt nie skryje się za plecami większości. Natomiast narody i inne społeczności w doczesności odbierają od Pana dziejów nagrody i kary za swe czyny. Warto by o tym pamiętali ci, którzy przedwcześnie cieszą się powodzeniem osiągniętym kosztem krzywdy bliźnich i ci, którzy smucą się, bo cierpią prześladowania dla sprawiedliwości.

Nie wolno zatem kierować się w rzeczach wspólnych czymkolwiek innym, jak dobrem wspólnym. Każde kierowanie się w sprawach dobra wspólnego prywatnym lub cząstkowym interesem jest winą moralną. Jest to wina poważna, skoro skutki decyzji złych, czyli nie służących dobru wspólnemu, ponoszą także inni członkowie społeczności – nasi bliźni, ci, którym winni jesteśmy sprawiedliwość i miłość.

  1. Dobro wspólne racją prawa

Każde prawo zawiera w sobie nakaz tego, od którego pochodzi. Nie może zatem stanowić prawa ten, kto nie ma prawowitej władzy. Każde prawo przekazuje ten nakaz panującego i poruszać ma ku dobremu wolę tych, którzy prawu podlegają. Skoro celem prawa jest dobro tych, którzy mu podlegają, to treścią nakazu prawa nie może być to, co nie służy prawdziwemu dobru społeczności poddanej prawu. W tym sensie nie wszystko, co w życiu narodów bywa nazywane prawem, jest nim w swej istocie. Zdarza się, że niejeden przepis jest przejawem bezprawia i braku sprawiedliwości.

Najwyższym Prawodawcą jest Bóg, ponieważ to On ma najwyższą, prawowitą i doskonałą władzę ponad wszelkim stworzeniem. On jest najwyższym i ostatecznym Dobrem swoich stworzeń. W życiu ludzkim, także tym społecznym, dobrem prawdziwym okazuje się zatem to, co wprost lub pośrednio prowadzi do życia z Bogiem, do życia w Jego Miłości. Prawo Boże, ukazujące dobro prawdziwe, odczytujemy albo z Objawienia Bożego – jako prawo miłości Boga i bliźniego – albo z nakazów rozumu, odkrywającego prawdę o rzeczywistości. Rozum, odkrywając ustanowioną przez Stwórcę prawdę o człowieku i rzeczach ludzkich, odkrywa też przyrodzone człowiekowi prawa i obowiązki, czyli prawo naturalne. Wola prawa przyjmuje je i wypełnia jako nakazy sumienia.

Zadaniem wszelkiej władzy ludzkiej jest stać na straży tego prawa pochodzącego od Boga, bo tylko postępowanie zgodne z nim prawdziwie służy dobru ludzkiej społeczności. Kto będąc depozytariuszem władzy podważałby prawo naturalne, podważałby też rację swego panowania i rację swoich rozporządzeń. Kto odmawiałby posłuszeństwa nakazom prawa Bożego, stałby się złoczyńcą i wprowadzał nieład w życie społeczne.

Natomiast prawo stanowione przez ludzi jest roztropnym rozporządzeniem, podjętym dla dobra wspólnego. Stąd rozporządzenie ludzkie albo jest rozporządzeniem zgodnym z dobrem wspólnym, a w szczególności z prawem naturalnym, albo w swej istocie nie jest prawem, lecz bezprawiem. I to nawet, gdyby to złe rozporządzenie wydała władza legalna. Warto pamiętać o tym w czasie, w którym tak wielu obywateli zauważa, że liczne przepisy, oraz wyroki i decyzje wydawane na ich podstawie, nie spełniają wymogów sprawiedliwości. Rzecz w tym, że bez wierności prawdzie o rzeczywistości stworzonej przez Boga, a nade wszystko bez wierności samemu Bogu, który Jest Prawdą i bez posłuszeństwa Jego pouczeniom – nie jest możliwa sprawiedliwość pomiędzy ludźmi.

  1. Wiara składnikiem dobra wspólnego

„Cokolwiek jest prawdą, to od Boga musi pochodzić, więc wszelki wynik badań ludzkich zgodny z prawdą Kościół uznaje za jakiś ślad Bożej mądrości”.(Immortale Dei) Przypomnijmy tu, że prawda jest zgodnością sądu z rzeczywistością. Źródłem prawdy jest zatem rzeczywistość, czyli wszystko to, co jest. To Stwórca – czyli Ten, który Jest – określił prawdę o rzeczach stworzonych, a zatem także prawdę o rzeczach ludzkich.

Rozum ludzki nawet swymi naturalnymi siłami może dojść do poznania istnienia Stwórcy-Absolutu, który istnieje sam z siebie. O Niego pochodzą inne byty, które same z siebie istnieć przecież nie mogą. Rozum może dojść do poznania, że Stwórca jest Żyjący, skoro niektóre swe stworzenia darzy życiem. Nie mógłby darzyć tym, czego by nie posiadał. Rozum może dojść do poznania, że Stwórca jest Mądry. Przecież niektóre stworzenia obdarowuje rozumem i ustanawia tak niezwykłe bogactwo i złożoność rzeczy stworzonych, oraz harmonijny ład między nimi. Rozum może dojść do poznania, że Stwórca jest Dobry, skoro tak wiele bytów darzy istnieniem, a to co żyje, życzliwie nasyca. Skoro zaś Stwórca Jest i skoro jest On Żyjący, Mądry, Dobry – to istnieje relacja pomiędzy Nim, a tymi, których stworzył, obdarował życiem i rozumem, i powołał do poznawania swych dzieł, a poprzez to do poznawania Jego samego. To zatem w Bogu człowiek zdolny jest odkryć przyczynę i sens swego istnienia. Zdolny jest potwierdzić ten sens i obrać Boga za najwyższy cel swych dążeń.

To naturalne poznanie Boga i dążenie ku Niemu jest trudne, bo człowieka krępują skutki grzechu. Nasze poznanie Boga jest jednak doskonalsze, niż by to wynikało z naturalnych zdolności człowieka obarczonego grzechem, ponieważ Bóg, w swym Miłosierdziu do końca nam wierny, sam siebie nam objawił. Objawienie Boże przyjmujemy przez wiarę, do której nie kto inny jak Bóg nas uzdolnił. Wiara jest odpowiedzią rozumu ludzkiego, przyjmującego objawienie Boże pod wpływem woli, poruszonej przez łaskę. Wiara jest światłem dla rozumu.

Płynie stąd wniosek bardzo ważny dla rzeczy społecznych. Mianowicie, wiara jest doniosłym składnikiem dobra wspólnego. Bez niej ludzie i całe narody są narażone na życie i błądzenie w ciemności. Naruszenie wiary osłabia też ludzką wspólnotę i prowadzi do nieładu. Nie jest zatem przypadkiem, że Psalm 45 wśród zadań króla właśnie obronę wiary wymienia na pierwszy miejscu. Przed obroną prawa. Przed obroną ubogich. „Mocarzu […] wstąp szczęśliwie na rydwan w obronie wiary, prawa i ubogich, a twoja prawica niech ci wskaże wielkie czyny”.

Nie jest też przypadkiem, że właśnie religia jest dość powszechnie pojmowana jako najistotniejsza podstawa życia społecznego. „Tylko ona jest w stanie stworzyć związek społeczny i tylko religia potrafi na solidnych podstawach utrzymać pokój w narodzie.”(Au millieu des sollicitudes) Wobec przemożnych trudności społeczność mogłaby rozpaść się jak puch, gdyby zjednoczona była jedynie w imię dobrobytu. Nie załamie się jednak wobec największych nawet przeciwności, gdy ludzie jednoczą się nie tylko dla osiągania dobrobytu, ale dla doskonalenia moralnego i gdy racją ich wspólnych dążeń są wiara i nadzieja, pokładane w Bogu. Wtedy też miłość wzajemnie okazywana pobudza ich do trwania w dobrym, nawet za cenę ofiary.

Leon XIII uczy: „Moralność ludzka przez sam fakt, że musi pogodzić tyle praw i obowiązków wzajemnie niespójnych, a wchodzących jako element w każdy akt człowieczy, z konieczności swej istnienie Boga przypuszcza, a z Nim i religii, czyli przypuszcza istnienie owego uświęconego związku, którego przywilejem jest zjednoczyć człowieka z Bogiem bardziej, niż jakikolwiek inny związek mógłby to czynić”.  Stąd „wszyscy obywatele powinni zjednoczyć się po to, aby w narodzie prawdziwe uczucia religijne zachować i aby w potrzebie ich bronić, jeśliby kiedykolwiek ateistyczna szkoła, wbrew protestom historii i natury, starała się Boga przegnać ze społeczeństwa, pewna, że dzięki temu wkrótce zniszczy poczucie moralności, spoczywające u samych podstaw ludzkiej świadomości. Tu nie powinno być żadnej niezgody pomiędzy ludźmi, którzy jeszcze poczucie uczciwości w sobie zachowują”.(Au millieu des sollicitudes)

  1. Relacje Kościoła i państwa

Dopiero na tym tle może być badana wzajemna relacja pomiędzy Kościołem a państwem. W budowaniu ładu doczesnego inne są kompetencje Kościoła, prowadzącego ludzi do zbawienia, a inne kompetencje państwa, mającego za cel realizację doczesnego dobra wspólnego, czyli umożliwienie ludziom życia zgodnego z cnotą. Kompetencje państwa wynikają z natury rzeczy społecznych, ustanowionej przez Stwórcę. Mogą wynikać także z prawa stanowionego przez ludzi, które powinno być zgodne z prawem naturalnym, bo to właśnie z niego czerpie swą moc wiążącą. Kompetencje Kościoła, czyli prowadzenie ludzi do zbawienia, zostały ustanowione przez samego Jezusa Chrystusa i Kościół nie podlega władzy świeckiej w kierowaniu swymi sprawami. Państwo zaś nie traci, lecz zyskuje, gdy nie boi się otworzyć drzwi Chrystusowi i czerpie z nauki Bożej.

Słusznie podkreśla się wzajemną autonomiczność Kościoła i państwa, wynikającą z ich odrębnych celów. Istnieje jednak hierarchia dóbr i celów. Dobra i cele mniejsze są środkami do osiągania dóbr i celów większych. Celem ostatecznym każdego człowieka jest życie wieczne z Bogiem. Władza, która prowadzi ludzi do celu większego, ma godność wyższą niż ta, która prowadzi ludzi do celów pośrednich, nawet bardzo wielkich. Nie ma zatem władzy wyższej, niż ta, która ludzi prowadzi bezpośrednio do Boga. Stwierdzenie tego faktu wcale nie umniejsza znaczenia władzy cywilnej. Wręcz przeciwnie, prawowita władza cywilna doznaje wyniesienia i umocnienia, skoro wykazane zostaje jej zakorzenienie w woli Bożej i w prawie od samego Boga pochodzącym.

Autonomiczność Kościoła i państwa nie może zatem być tłumaczona w ten sposób, że państwo może czynić co chce, nie licząc się z nauką Bożą. Nie może też być tłumaczona tak, że Kościół powinien zamilknąć w rzeczach społecznych, gdy państwo tego sobie życzy. Kościół nie może porzucić obowiązku głoszenia prawdy, który powierzył mu Jezus Chrystus. Zarówno Kościół jak obywatele mają też prawo żądać, aby nikt nie nadużywał państwa do niszczenia wiary i dobrych obyczajów i do stanowienia ustaw sprzecznych z prawem naturalnym. Niestety takie nadużycia bywają częste wśród zwolenników błędnej doktryny rozdziału Kościoła od państwa. Rozum odkrywa tymczasem, że potrzebna jest roztropna i życzliwa współpraca Kościoła i państwa. Skoro i Kościół i państwo podlegają temu samemu panowaniu Bożemu i skoro służą dobru tych samych ludzi, żyjących jednocześnie i w Kościele i państwie, to powinny zatem ze sobą współpracować. W imię tej współpracy i dla zachowania ładu społecznego, Kościół często i bardzo cierpliwie znosi poważne niedoskonałości sprawujących prawowitą władzę. Przypomina im prawdę i zachęca do nawrócenia.

W nauce Kościoła od początku obecne jest przy tym przekonanie, że wiara nie powinna być narzucana siłą. Na Soborze w Konstancji przeciw argumentom krzyżackim bronił tego przekonania nasz Paweł Włodkowic z Brudzewa, profesor Akademii Krakowskiej, i uzyskał akceptację Soboru. W szczególności wiara nie powinna być narzucana poprzez nadużywanie w tym celu możliwości państwa. Takie działanie naruszałoby godność osób, przez samego Boga powołanych do dobrowolnego opowiedzenia się za Nim i za Jego nauką. Narzucanie wiary siłą byłoby zatem aktem poważnej niesprawiedliwości.

Stosowanie powyższych zasad może rodzić różne praktyczne trudności. Roztropność i sprawiedliwość nakazują wtedy podjęcie wysiłku dla znalezienia rozwiązań słusznych. Kryterium zaś słuszności są prawda, sprawiedliwość, a nade wszystko – miłość Boga i bliźniego. To ich owocem jest ład społeczny i błogosławiony pokój. Rozważanie konsekwencji nauki Bożej dla całego życia ludzkiego i ożywianie życia doczesnego duchem chrześcijańskim są zaś szczególnym powołaniem tych, którzy przyjmują Jezusa jako Pana i Króla.

  1. Zakończenie – prawa człowieka a prawa Boga

W głoszeniu nauki Bożej Kościół dostosowuje swe argumentacje do okoliczności miejsca i czasu. Kiedy zatem wyobraźnią narodów współczesnych zawładnęła idea praw człowieka, Kościół podjął wysiłek wykorzystania argumentu z praw człowieka dla wsparcia działań zmierzających do zachowania ładu społecznego. Nie było to trudne, bo zagadnienie przyrodzonych praw ludzkich Kościół podejmował od pierwszych swych dni. Cokolwiek prawdziwie jest prawem człowieka, tym samym pochodzi z ustanowienia Bożego.

Natomiast dramat czasów nowożytnych i różnych rewolucji przetaczających się przez świat polega na tym, że prawom człowieka nadawany bywa charakter quasi-absolutu. Pierwsza uczyniła to rewolucja francuska w Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela, w 1789 roku. Później błąd ten powtarzały kolejne rewolucje, zmierzające do wywrócenia ładu społecznego, opartego na poznaniu i przyjęciu Boga i Jego prawa. Rzecz znamienna, wszelkie rewolucje podejmowane rzekomo w imię praw człowieka, prowadziły do naruszeń przyrodzonych praw ludzkich. I to na skalę niebywałą i wcześniej nieznaną. Owocowały społecznym zniewoleniem, niebywałymi gwałtami na ludzkich sumieniach, ludobójstwem, regresem kultury.

Nie jest to dziwne, skoro w zamyśle twórców rewolucji manifestacja praw człowieka miała służyć postawieniu człowieka w miejsce Boga. Nie jest to dziwne, skoro miała służyć ukazaniu Boga, jako Tego, który rzekomo zagraża człowiekowi i jego prawom, bo niejeden człowiek chce sam być jak Bóg i sam stanowić co dobre, a co złe. Oto mamy do czynienia z tym samym kuszeniem, któremu zostali poddani pierwsi rodzice, Adam i Ewa. Również współcześnie takie błędne pojmowanie praw człowieka bywa uzasadnieniem przeróżnych postaci zła moralnego, a w konsekwencji politycznego.

Warto zatem najpierw przypomnieć, że prawom ludzkim odpowiadają obowiązki, których wypełnianie jest okazywaniem miłości bratniej. Jest zatem obowiązek troski o rodzinę, o najbliższych, ale też o wszystkich tych, o których troskę nam powierzono. Jest obowiązek troski o różne społeczności, w których żyjemy, a nade wszystko o ojczyznę i jej dziedzictwo. Jest obowiązek troski o tych, którzy znaleźli się w potrzebie, oraz obowiązek troski o pokój. Jest też obowiązek troski o Kościół Boży, który został nam dany przez Jezusa Chrystusa, aby oddawał chwałę Bogu, wstawiał się przed Nim za nami, grzesznikami, i wypraszał łaski; aby głosił Ewangelię wszystkim narodom i prowadził ludzi do zbawienia wiecznego. Wypełnianie tych i wielu innych obowiązków wymaga pomocy Pańskiej, bo słabi jesteśmy i bez Chrystusa nic uczynić nie możemy.

Prawda o przyrodzonych prawach ludzkich powinna być bardzo starannie zachowana i odważnie głoszona, zwłaszcza wobec wszelkich tyranii. W szczególności prawda o prawie do życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Prawda o prawie do wolności w życiu społecznym, a zwłaszcza o wolności publicznego wyznawania wiary i wielbienia Boga. Prawda o prawie zachowania własności indywidualnej, umożliwiającej życie wolnych ludzi. Prawda o prawie do solidarnej pomocy w potrzebie. Prawda o prawie do obrony ludzkiej czci przed zniewagami i do obrony przed napaścią. Prawda o prawie do sprawiedliwego sądu wobec oskarżeń.

Nie wolno jednak zapomnieć, że ponad prawa ludzi wznosi się prawo Boga-Stwórcy do swoich stworzeń, oraz prawo Zbawiciela do tych, których od śmierci wiecznej wykupił On najdroższą Krwią swoją i którym otworzył bramy nieba. Bóg jest naszym prawowitym Panem. Wdzięczna miłość ludzka, wyrażająca się w posłuszeństwie Bogu i Jego prawu, jest zatem aktem sprawiedliwości czyli oddaniem Bogu tego, co Jemu należne. Posłuszeństwo Bogu jest też fundamentem doczesnego ładu społecznego i najdoskonalszym zabezpieczeniem przyrodzonych praw wszystkich istot ludzkich. Oto są owoce dobrowolnego przyjęcia panowania Jezusa Chrystusa jako Pana i Króla.

Jan  Łopuszański