Veni, vidi, Deus vicit – Wiedeń 1863 r.

Na widok skrzydlatych jeźdźców z Polski i wąsatego króla w niebieskim kontuszu wiedeńczycy wiwatowali z ogromnym entuzjazmem, a żołnierze z całej Rzeszy nie mogli wyjść z podziwu.

Jan Sobieski wraz z wojskiem przybył w ostatniej chwili, pokierował siedemdziesięciotysięczną armią chrześcijańską a potem odbył triumf, jakiego nie widziała nowożytna Europa.
Odsiecz Wiedeńska – ostatnie zwycięstwo I Rzeczypospolitej

W niniejszym tekście prezentujemy tylko pobieżnie przebieg przygotowań do odsieczy, a także samą bitwę wiedeńską.

To wielkie przedsięwzięcie wymaga jednak kilku tekstów, w których osobno będzie omówiony: marsz pod Wiedeń, bitwa wiedeńska, bitwy pod Parkanami, kampania na Słowacji, działania na Podolu.

Na razie jednak prezentuję tylko zarys bitwy, by wreszcie nie kłuło w oczy, że Wielki Sobieski nie ma nawet opisanego swego największego zwycięstwa.

***

Trudno pisać o odsieczy wiedeńskiej, w czasach, w których Polacy nie potrafią przyznawać się do swojej wielkości, — wstydzą się własnych sukcesów narodowych.
A więc wojna!

Sojusz polsko – austriacki zawarty 1 kwietnia 1683 (i antydatowany na 31 marca, by dniem podpisania nie był prima aprilis) — zobowiązywał obie strony do wzajemnej pomocy na wypadek wojny z Turcją.

Rzeczpospolita miała wystawić 40 tys. wojska, cesarz zaś – 60 tys żołnierzy. Dodatkowo Wiedeń miał wypłacić stronie polskiej 1 mln 200 tys. zł na zaciągi.

Wojna była nieunikniona, bo już wcześniej — 21 stycznia przed „Bramą Szczęścia” — zatknięto buńczuki sułtańskie, co oznaczało, że sułtan idzie na wojnę.

W połowie marca sułtan Mehmed IV wjechał do obozu wojskowego, a 30 marca armia ruszyła do Belgradu.

Zarówno w państwie Habsburgów jak i w Rzeczypospolitej zaczęły się wojenne przygotowania na wielką skalę.

Armią cesarską, która miała powstrzymać pochód Osmanów dowodził ks. Karol Lotaryński – dawny rywal Sobieskiego w walce o polski tron.

Próby zatrzymania Turków spełzły na niczym – kawaleria austriacka była zaskoczona specyfiką walki tatarskiej i nie mogła sprostać egzotycznemu przeciwnikowi.

Tak właśnie w bitwie pod Petronell poległo 300 kawalerzystów austriackich, — a wieść o przegranej była wyolbrzymiana przez przestraszonych Austriaków.

W Wiedniu zapanowała panika dodatkowo spotęgowana wyjazdem cesarza ze stolicy 7 lipca 1683 roku.

Orszak uchodzącego do Linz a potem do Passawy cesarza — atakowany był przez Tatarów, którzy zapuścili się w głąb terytorium Habsburgów.

W tydzień później – 14 lipca — pierwsze oddziały tureckie przystąpiły do oblężenia pospiesznie wzmacnianych murów Wiednia.

Posłańcy cesarscy błagali króla o pośpiech.
Na ratunek Wiedniowi

Takiej mobilizacji Polska nie widziała bodaj od czasów bitwy pod Grunwaldem.

Wolno napływające raty subsydiów z Wiednia i Rzymu król uzupełniał z własnej kiesy – na południu fortyfikowano i naprawiano mury ważniejszych miast.

Na miejsce koncentracji wyznaczono w końcu Kraków, — bowiem obecność Turków na Węgrzech stanowiła zagrożenie dla królewskiego miasta.

Gromadzono pospiesznie chorągwie jazdy, regimenty piechoty, także artylerie i oczywiście liczny tabor z zaopatrzeniem.

Wezwany z Trembowli hetman polny koronny Mikołaj Sieniawski w dwa tygodnie przyprowadził wojsko drogą liczącą około 600 km!

Po drodze do Krakowa król wstąpił na Jasną Górę, by powierzyć swój los Matce Boskiej,

— zaś w Krakowie zwiedził królewskie groby – jakby dopuszczał możliwość, że wkrótce i on tam się znajdzie.

Królowa odprowadziła go aż do Tarnowskich Gór, — skąd 22 sierpnia 1683 roku wojsko Rzeczypospolitej ruszyło w aurze wiwatów miejscowych władz, — a także (a raczej przede wszystkim) śląskiej ludności.

By opisać wysiłek armii polskiej oddajmy głos Tadeuszowi Korzonowi, który dobitnie podkreśla wyjątkowość tamtego marszu:
— Wszak 50-milową przestrzeń od Gór Tarnowskich przebyło „ciężkie wojsko” Jabłonowskiego, z piechotą i artyleryą w ciągu dni 15 – tu,

— gdy słynny pościg Murata za rozbitkami pruskimi w 1807 r. na czele samej jazdy trwał 14 dni na przestrzeni mil 44,

— i tyleż dni zabrało przewiezienie armii austryjackiej 100.000-nej z pod Wiednia nad rzekę Isonzo, 55 mil, dwiema drogami żelaznymi o 3 torach w 1866 r., — jak zauważył kapitan F. Kudelka.

Niestety armia litewska nie przybyła na czas.

Dołączyła ona dopiero po bitwie pod Wiedniem — i nie przyniesie dobrej sławy Rzeczypospolitej

— jednak hetmanowi wielkiemu litewskiego Kazimierzowi Sapiesze — wcale nie spieszyło się pomagać królowi w jego dalekosiężnych planach.
Sytuacja militarna obu stron
Liczebność każdej z armii wywoływała w historiografii wielkie kontrowersje. Historycy zachodni nieraz zaniżali stan polskiego wojska chcąc umniejszyć jego rolę w bitwie, podobnie bagatelizowali rolę Sobieskiego jako naczelnego dowódcy.

Ostatecznych wyliczeń dokonał Jan Wimmer, wybitny historyk wojskowości, którego ustaleń nikt już nie kwestionuje.
Siły chrześcijańskie pod Wiedniem:

Rzeczpospolita – 21 tys. ludzi (7 tys. piechoty, 14 tys. jazdy) i 28 dział

Austria – 18,5 tys. ludzi (8 tys. piechoty, 10,5 tys. jazdy) i 70 dział

Rzesza 28,2 tys. ludzi (21,8 tys. piechoty, 6,4 tys. jazdy) i 54 działa

————————————————————————————

Ogółem – 67,7 tys ludzi (36,8 tys piechoty, 30,9 tys jazdy) i 152 działa

Do Kontyngentu Rzeszy należały wojska z Bawarii, Salzburga, Frankonii, Wirtembergii, Hanoweru i Saksonii*
Siły muzułmańskie pod Wiedniem:

Oddziały tureckie pozostające na stanowiskach oblężniczych: – ok. 10 tys (piechota)

Oddziały tureckie skierowane do odparcia odsieczy: – ok. 65 tys

Tatarzy: – ok. 15 tys jazdy

Mołdawianie i Wołosi: – kilka tysięcy jazdy

—————————————————————————————-

Ogółem Kara Mustafa dysponował ponad – 90 tysięczną armią,

— lecz w praktyce koalicji chrześcijańskiej mógł przeciwstawić wojska równie liczne, co armia przeciwnika.

Z jednej strony armia turecka była wyczerpana prawie dwumiesięcznym oblężeniem – w wyniku grabieżczej polityki okolic Wiednia w obozie tureckim były kłopoty z zaopatrzeniem.

Dyscyplina turecka także pozostawiała wiele do życzenia, — obecność licznych ludzi niezwiązanych z rzemiosłem wojennym (np. kupców i handlarzy) osłabiała wojskowy rygor i ducha walki.

Jednak sytuacja Wiednia była nie do pozazdroszczenia – kolejne szturmy tureckie, nieustanne ostrzeliwanie miasta ciężkimi działami i mozolnie konstruowane podkopy sprawiały, że miasto było bliskie upadku.

I tak, 6 września, — po krwawym szturmie — Turcy zajęli bastion miejski Löbl, — zatem byli już o włos od zdobycia miasta.

Rola dowódcy obrony Wiednia, bohaterskiego hrabiego Ernsta Rüdigera Starhemberga jest nie do przecenienia, — on sam zapewniał w liście ks. Karola Lotaryńskiego:

— Nie oddam Wiednia, aż z ostatnią kroplą krwi mojej.

Swoją postawą podczas oblężenia udowodnił, że nie rzucał słów na wiatr.

Jednak kiedy w nocy z 6 na 7 września wiedeńczycy zobaczyli na niebie rakiety, wystrzelone z Kahlenbergu, — zapanowała ogromna radość.

— Znak idącej odsieczy przyszedł w chwili, kiedy Wiedeń był w stanie wytrzymać tylko kilka dni oblężenia – te kilka dni wystarczyłoby koalicja zdołała przygotować się do walki.
Współpraca koalicjantów

Nikt w Europie nie znał lepiej Turków i Tatarów niż Jan Sobieski.

— Przebywał on niegdyś w Turcji, — podczas potopu walczył ramię w ramię z Tatarami, — a lata później przeciwko nim.

Pod Podhajcami stawił im czoło z garstką żołnierzy, — w 1672 roku wyprawił się na czambuły z nowatorskim podejściem, jakiego nikt wcześniej nie znał.

Pod Chocimiem rozgromił Turków usadowionych w twierdzy — i odwrócił losy wojny, — a potem przez trzy następne lata pokazywał Turkom jak ciężka potrafi być ręka polskiego żołnierza.

To sława jaką zyskał w swoich chwalebnych bojach sprawiła, — że cesarz Leopold I pisał jeszcze przed odsieczą:

— Nie tyle oczekujemy wojsk Waszej Królewskiej Mości, ile osoby waszej, — pewni, że osoba wasza królewska na czele naszych wojsk i imię wasze, tak groźne dla wspólnych nieprzyjaciół, — same zapewnią mu klęskę.

Podobnie książę Lotaryński pisał z powagą do hetmana Jabłonowskiego:

— Jego osoba znaczy tyle, co cała armia

Jan III Sobieski nie należał do tych, którzy bojąc się o swoją chwałę umniejszają zasługi innych.

Król doceniał znakomite umiejętności wojskowe ks. Karola Lotaryńskiego i jeszcze przed wyruszeniem prowadził z nim obfitą korespondencję.

— To wespół z nim opracował koncepcję bitwy, która miała ocalić Wiedeń.

To Karol Lotaryński był na miejscu zagrożenia, znał położenie nieprzyjaciela, a także rozbił turecko – węgierskie oddziały Abazego Kör Husejna Paszy i Emeryka Thokolego pod Bratysławą 31 lipca, — umożliwiając armiom chrześcijańskim swobodną koncentracje na lewym brzegu Dunaju.

Warto wspomnieć tu udział margrabiego Hermana Badeńskiego i Hieronima Lubomirskiego, — którzy wykazali się odwagą i zdolnościami bojowymi.

Wreszcie nadszedł moment, kiedy dowódcy wojsk odsieczowych mogli się spotkać osobiście by omówić dalsze działania.
Plan bitwy

Na zamku Stettelsdorf 3 IX doszło do wielkiej narady.

Pojawiło się na niej wiele spornych kwestii.

Po pierwsze: — kto ma zostać naczelnym wodzem wojsk.

Cesarz Leopold (choć nieobecny na naradzie) ze względów prestiżowych za namową kamaryli hiszpańskiej chciał osobiście pokierować bitwą, — lecz odwiódł go od tego nuncjusz papieski Buonvisi.

Zadecydowano więc, — że to król Polski będzie wyzwalał stolicę Habsburgów.

Kolejnym problemem była koncepcja bitwy.

Zarówno Jan Sobieski jak i Karol Lotaryński jedyną szansę na zwycięstwo widzieli w przeprawie przez Dunaj na zachód od Wiednia i forsując las wiedeński zaatakować obóz Turecki od zachodu.

Margrabia badeński proponował okrążenie oblężonego Wiednia od południa i zaatakowanie go z tamtej strony, — lecz na to nie było czasu.

Podobnie plan przeprawy przez Dunaj na wschód od miasta był zbyt czasochłonny i ryzykowny — ze względu na pozostawienie z tyłu niedobitków rozbitego Husejna Paszy.

Podobne, — acz niezależnie od siebie opracowane, — plany bitwy Sobieskiego i Lotaryńskiego zostały wreszcie przyjęte.

Pewna rozbieżność polegała na sformułowaniu celu strategicznego bitwy:

Sobieski chciał przeprowadzić dwudniową bitwę, — w której Polacy jako prawe, południowe skrzydło armii — dotarliby do murów Wiednia najszybciej ze wszystkich części armii chrześcijańskiej — zamykając w ten sposób Turkom drogę ucieczki.

— W ten sposób armia Kara Mustafy zostałaby nie tyle rozbita, — co zniszczona.

Tymczasem Karol Lotaryński, — jako sługa cesarski, — chciał jak najprędzej odsunąć niebezpieczeństwo upadku Wiednia

— stąd zależało mu na odepchnięciu Turków od stolicy, — nie zaś na zupełnym zwycięstwie.

Szyk bitewny – będący w XVII wieku sprawą niezwykle prestiżową** — ustalono w sposób następujący:

— na prawym skrzydle — znajdowali się Polacy (acz wsparci czterema batalionami piechoty cesarskiej i niemieckiej),

— na lewym skrzydle — wojskami cesarskimi dowodził ks. Lotaryński (wsparte kilkoma chorągwiami jazdy),

— zaś w centrum — wojskami posiłkowymi Rzeszy dowodził ks. Waldeck.

— Trzy korpusy liczące po 21-23 tys żołnierzy — miały działać samodzielnie, nie przerywając jednak linii całej armii.

Tymczasem Turcy, — nie wierząc jeszcze w przybycie Sobieskiego, — kopali szańce i umacniali się na zboczu Kahlenberg oraz w okolicznych wsiach, winnicach i klasztorach, — by nie pozwolić się zepchnąć armii odsieczowej.

Ibrahim Pasza proponował obrócenie wszystkich sił w stronę nieprzyjaciela, — ale Kara Mustafa nie chciał przerywać działań oblężniczych licząc na rychły upadek miasta.

— Dopiero w ostatniej chwili skierował do walki także oddziały janczarów.
Tuż przed bitwą

W sobotę 11 września oddziały cesarskie dotarły na wyznaczone pozycje wzgórza Kahlenberg — a zatknięty na górze czerwony sztandar z białym krzyżem — miał z daleka dodawać obrońcom stolicy otuchy – odsiecz nadeszła.

— Cały dzień z lasu na wzgórzach wyłaniały się coraz to kolejne oddziały – cesarskie, niemieckie, — wreszcie polskie.

Te ostatnie podczas przeprawy były usilnie atakowane przez Tatarów, — jako najbardziej wysunięte na południe, — wreszcie jednak zdołały dotrzeć do wyznaczonego miejsca.

Sobieski doznał zawodu, — bowiem mapy austriackie jakie otrzymał, były niedokładne.

Chodziło o sprawę niebagatelną – pozycja Polaków wcale nie nadawała się do przeprowadzenia szarży,

— bowiem obóz turecki chroniony był od tej pory pasmem mniejszych wzgórz uniemożliwiających atak kawaleryjski.

Sobieski stwierdził, — że bitwa będzie musiała potrwać dwa dni – pierwszego dnia przyjdzie Polakom zdobywać wzgórza, by drugiego przeprowadzić decydujący atak.

W nocy z 11 na 12 września lewe skrzydło armii chrześcijańskiej zostało zaatakowane przez Turków pod dowództwem Ibrahima paszy, — lecz zostały odparte.

Przeciwnik próbował w ten sposób zniweczyć plan usadowienia artylerii w taki sposób, by mogła ostrzelać okopy tureckie.
12 września 1683 roku – wielki dzień dla Europy

Rankiem 12 września… … w spalonej kaplicy św. Józefa — spotkali się dowódcy chrześcijańscy, by zdać raport Sobieskiemu i uzgodnić atak.

Król Polski zaakceptował zarządzenie Karola Lotaryńskiego dotyczące podjęcia działań na lewym skrzydle, — wydał też rozkazy pozostałym wodzom.

Jeszcze nim opadły mgły — rozpoczęła się na Kahlenbergu Msza Święta odprawiana przez ojca Marka d’Aviano, — w której Sobieski służył jako ministrant.
Lewe skrzydło

Na północy pola bitwy rozpoczęły się ciężkie zmagania piechoty cesarskiej mającej zająć Nussberg.

Całe lewe skrzydło ruszyło w ciężkich bojach do przodu, — by koło godziny 10 zatrzymać się na Nussbergu czekając na wyrównanie linii wojsk.

Wcześniej Turcy zaatakowali lukę, jaka powstała między oddziałami cesarskimi i saskimi, — ryzyko rozbicia zostało jednak zażegnane przez batalion gwardii hanowerskiej, który zainterweniował w ostatniej chwili.

Wreszcie koło godziny 13 — oddziały cesarskie zajęły pozycję wyjściową do ostatecznego ataku na umocnieniach za strumieniem Nesselsbach
Centrum

Centralna część armii chrześcijańskiej pod dowództwem ks. Waldecka — przebijała się przez teren gęsto usiany winnicami, — z których Turcy próbowali ostrzałem z broni palnej powstrzymać jej pochód.

Koło godziny 13 centrum armii zrównało się z oddziałami ks. Lotaryńskiego na linii Heiligenstadt – Dornbach.

Czekano już tylko na Polaków.
Prawe skrzydło

Polacy przebijali się już od 6 rano przez najtrudniejszy teren. — W umocnieniach na wzgórzach bronili się janczarzy mozolnie wypierani przez polską piechotę.

Około godziny 14 Sobieski wraz ze swymi oddziałami dotarł na wzgórze Michaelsberg — i od północy powitała go salwa okrzyków niemieckich

– to żołnierze z całej Rzeszy na widok skrzydlatych jeźdźców i Lwa Lechistanu — zawyli z radości, — rwąc się do dalszej walki z trudem uspokajani przez własnych dowódców.

Prawe skrzydło musiało jeszcze wspiąć się na Schafberg, — by móc wykonać decydującą szarżę.

Kara Mustafa pojął, — że właśnie stąd będzie wyprowadzony ostateczny cios jego armii — i pospiesznie przegrupowywał oddziały ze swojego prawego skrzydła, znacznie odciążając Austriaków.

Manewr znany spod Chocimia?

Zbocze wzgórza Schafberg mogło nieść za sobą niespodzianki – Sobieski kazał porucznikowi Zygmuntowi Zbierzchowskiemu wraz ze stu kilkudziesięcioma husarzami przeprowadzić próbną szarżę. Brawurowa akcja przyniosła spore straty – 54 jeźdźców poległo we frontalnej szarży spektakularnie przełamując pierwsze szeregi jazdy tureckiej.

— Zbierzchowski powrócił i zameldował, że szarża jest możliwa.
Punkt kulminacyjny bitwy

Będące pod silnym ostrzałem janczarów — (ze specjalnie wzniesionego szańca) — lewe skrzydło polskiej armii zostało zmuszone do odwrotu przez szaleńcze ataki tureckie.

W tej walce zginął Stanisław Potocki, — a wycofującym się Polakom nie pomogło nawet wsparcie dwutysięcznej grupy konnicy pod dowództwem koniuszego koronnego Marka Matczyńskiego.

— Po raz drugi w bitwie Polacy zostali zmuszeni do odwrotu.

Widząc to Abazy Sary Husajn, — dowódca lewego skrzydła wojsk osmańskich — zagrzewał swych wojowników do walki kierując na Polaków coraz to nowe oddziały.

— Na polskim odcinku armii skupiło się niespełna ¾ osmańskiej armii, dzięki temu wojska cesarskie mogły przeć śmiało naprzód wzdłuż Dunaju.

Sobieski ogarnął wzrokiem wielkie pole bitwy od lasu na Kahlenbergu aż po mury stolicy Habsburgów – ks. Lotaryński dochodził już prawie pod sam Wiedeń!

Oznaczało to zwycięstwo koalicji, — jednak Sobieski chciał więcej.

Postanowił nakazać atak wszystkim oddziałom jazdy, — by odciąć Turkom drogę odwrotu ( a raczej ucieczki) — i zmiażdżyć ich doszczętnie.

Rozkaz wykonano natychmiast!
Szarża kawaleryjska jakiej świat nie widział!

Jan Sobieski, — kiedy prowadził wojsko koronne do ocalenia Wiednia, — liczył sobie 54 lata.

Był mężczyzną otyłym, dość schorowanym, nie był już tak młody…

Podczas bitwy odziany był nie w zbroję, — lecz ciemnoniebieski kontusz – sprawniej mógł się poruszać po polu bitwy, a i gorąco nie doskwierało mu tak jak innym.

Była godzina 17, — gdy Sobieski wydał wiekopomny rozkaz szarży, poprowadził osobiście pierwszy rzut husarii i pancernych pod same muszkiety wrogów, wlewając bojowy zapał w rozentuzjazmowane polskie rycerstwo.

Kiedy wielka masa 20 tys. koni wraz z ciężkozbrojnymi jeźdźcami runęła w zwarte szeregi tureckiej piechoty i konnych spahisów — bitwa była przesądzona.

Potężne uderzenie rozbiło Turków doszczętnie, — od tego momentu zaczęła się bezładna ucieczka spanikowanych żołnierzy Kara Mustafy.
Dyscyplinując swoje wojsko, by nie dało się zaskoczyć w razie powrotu przeciwnika, — wydając rozporządzenia dotyczące pogoni (z Atanazym Miączyńskim na czele) — wjechał król do obozu tureckiego.

Właśnie Sobieskiemu przypadł namiot wielkiego wezyra jako trofeum wojenne. Stamtąd właśnie napisał do swojej żony słynny list, w którym król opisał zwycięstwo

— „o jakim wieki przeszłe nie słyszały”.

Napisał też natychmiast list do papieża Innocentego XI zaczynający się od słów

— „Venimus, vidimus, Deus vicit” (Przybyliśmy, zobaczyliśmy, Bóg zwyciężył

– była to parafraza słów Juliusza Cezara (Veni, vidi, vici – przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem).

***
List Sobieskiego do papieża Innocentego XI po bitwie wiedeńskiej

List został doręczony przez sekretarza królewskiego księdza Tomasza Talentiego, — scena wręczenia listu Talentiemu jest częstym motywem obrazów o tematyce odsieczy wiedeńskiej.

Jan III Sobieski wysyła wiadomość o zwycięstwie papieżowi Innocentemu XI – mal. Jan Matejko_pl.wikipedia.org Jan III Sobieski wysyła wiadomość o zwycięstwie papieżowi Innocentemu XI – mal. Jan Matejko_pl.wikipedia.org

Ojcze Święty,

Venimus, vidimus, Deus vicit.

Zechciej, Wasza Świętobliwość, uniżenie proszę, przyjąć łaskawie oraz jako nowe świadectwo mego synowskiego uszanowania wiadomość o świetnym zwycięstwie użyczonym wczoraj przez Boski Majestat całem Chrześcijaństwu, pod Wiedniem,

— gdzie mi się udało w paru wręcz chwilach zniszczyć przeważną część wojsk otomańskich, w liczbie 180 tysięcy wojowników.

Uchwycić wszystkie główne sztandary wielkiego wezyra, całą artylerię, jego własne konie, broń, sprzęty i namioty, — aż ostatecznie, po krwawej a nader zaciętej walce ośmiogodzinnej oraz ucieczce tegoż wezyra z resztą jego ludzi, zostało w mym posiadaniu całe jego obozowisko, które się rozciąga na ponad milę od Miasta.

Zbyt wiele miałbym do oznajmienia Waszej Świątobliwości, gdybym miał Ją informować o wszelkich szczegółach, tak co do mego pochodu, jak też i bitwy,

— ale ponieważ mam zamiar ścigać resztę uciekających Barbarzyńców zechciej mi, Ojcze Święty, pozwolić, abym się ograniczył do przypomnienia, że choć miałem zaszczyt pisać Waszej Świątobliwości z Raciborza na Śląsku obiecując się stawić pod Wiedniem za dwa tygodnie, — to zanim one one upłynęły znalazłem się już, z Boską pomocą, w samej twierdzy.

Sekretarz mój Talenti, który będzie miał zaszczyt przedłożyć ten list Waszej Świątobliwości, — jako obecny przy mnie w czasie działań

— będzie miał możność powiadomić Ją dokładnie o szczegółach zwycięstwa a przede wszystkim upewnić Waszą Świątobliwość o trwałości mego, należnego Jej ode mnie uszanowania oraz najżarliwszej mej gorliwości, którą żywię zawsze dla spray szerzenia wiary katolickiej oraz obowiązku przyczyniania się do tego wszystkiego, co może ode mnie zależeć – dla chwały i zadowolenia Waszej Świątobliwości, której, chyląc się wraz z ludami naszymi po błogosławieństwo, całuję Jej święte stopy.

Waszej Świątobliwości najposłuszniejszy Syn

Jan, król Polski

Wiedeń, d.15 września 1683

[przekład Tadeusza Ulewicza]

Nazajutrz rano zwycięzcy wodzowie spotkali się, by pogratulować sobie udanej bitwy.

— Jednak dowódcy niemieccy wymówili się od towarzyszenia królowi we wjeździe do samego miasta.

Tak zaczęły się pierwsze niesnaski pomiędzy Sobieskim a poddanymi cesarza.
Zwykli ludzie jednak nie przejmowali się etykietą — i na wjazd wybawiciela reagowali salwami radości i wiwatów całowali jego stopy i składali mu hołdy.

Jakież zdziwienie ogarnęło cesarza Leopolda, — gdy na jego przyjazd nie okazano żadnej radości, a nawet pozamykano okiennice.

Zatarg pomiędzy monarchami narastał…
Schwechat

Sobieski imponował nie tylko prostemu ludowi.

— Dla świata zachodniego Polska wydawała się nieco egzotyczna, — wszak w modzie i stylu walki przypominała nieco mieszkańców Imperium Osmańskiego.

Genialny wódz, bajecznie bogaty (przynajmniej pozornie – staropolskie stroje robiły wrażenie), dowodzący skrzydlatymi jeźdźcami, — ze swoim orientalnym strojem, sumiastymi wąsami, — w dodatku rozmawiający z jeńcami tureckimi w ich ojczystym języku! – tak prezentował się Lew Lechistanu.

Kiedy nadszedł moment osobistego spotkania cesarza i króla w niewielkiej miejscowości Schwechat pod Wiedniem — Sobieski kurtuazyjnie odezwał się po łacinie do Leopolda słowami:

— „Miło mi jest bracie, żem ci tę wyświadczył przysługę”.

Jako wielki afront odebrano brak reakcji cesarza na ukłon, jaki oddał mu królewicz Jakub.

— Sygnał ten odczytano jako odmowę dla politycznych i matrymonialnych planów rodziny Sobieskich.

Pod takim znakiem nieufności przyszło niestety tworzyć i realizować wielki sojusz polityczno – militarny zwany Ligą Świętą…

 

Zdjęcie użytkownika Alicja Kondraciuk.
Zdjęcie użytkownika Alicja Kondraciuk.
Zdjęcie użytkownika Alicja Kondraciuk.